Swoją wiarą i nadzieją możecie pomagać innym

 

„Swoją wiarą i nadzieją możecie pomagać innym, którzy są wokół Was: obok – na łóżku, w innej sali czy w innym szpitalu. Wielu ludzi oczekuje waszej pociechy i pomocy, mimo iż sami cierpicie.” Ks. Stefan kard. Wyszyński

Spojrzeć na człowieka chorego, ułomnego, pogrążonego w niedoli jest dziś łatwo i prosto. Nie stanowi to problemu w ogólnym spojrzeniu, w dobie rozdmuchanej dobroczynności, pośród mnóstwa fundacji, które niosą szeroko pojętą pomoc.

Pierwszy kontakt z chorym nie rozpoczyna się jednak, wbrew utartym schematom, przy łóżku szpitalnym lub w domu przy jego miejscu, gdzie ciało dotknięte ułomnością domaga się wrażliwości szczególnej. Kontakt ten w serca ludzi wprowadza sam Bóg, który oswaja z faktem cierpienia – Swojego i innych. To On zmiękcza serce człowieka, przemienia myślenie, by widok, zapach, częste trudności w nawiązaniu relacji zostały wewnętrznie zaakceptowane. Usuwa lęk, niepewność, daje nadzieję i pokazuje, że cierpienie ma sens.
Dla posługujących chorym często jedynym kontaktem z nimi jest duchowe towarzyszenie modlitwą. Jest to jeden z trudniejszych darów danych przez Stwórcę, który oczekuje od wstawiającej się osoby silnej wiary, nadziei i ufności w tego „Który Jest”, domaga się ujrzenia w chorej osobie cierpiącego Boga. Tylko bowiem Bóg potrafi cierpieniu nadać sens oparty na Miłości i to potężniejszej niż śmierć!

Jeden drugiego brzemiona noście” – często adorując Chrystusa w Tabernakulum, stwierdzamy iż nasze wpatrywanie się w Niego nie ma sensu, nie przynosi natychmiastowych owoców, uzdrowienia. Tak boli nas przecież śmierć człowieka, o którego życie tak walczyliśmy przed Bogiem: poprzez łzy, posty, mnożone modlitwy, różańce, proszenie innych o modlitwy… To święte działanie! Tak – święte nasze działanie nie pozostaje bez echa w sercu Boga. Wędrówka człowieka dotkniętego śmiertelną chorobą, staje się wówczas czasem cichego bycia w niebie, choć pewnie nieuświadomionego. Dzięki kołataniu do Serca Boga – poprzez Serce Maryi – droga człowieka chorego – właśnie dzięki naszym modlitwom – jest osłonięta, aby nieprzyjaciel nie miał dostępu do jego serca. Bóg wtedy wkracza konkretnie w serce człowieka chorego, przemienia go, często nie odsłaniając swego działania – okrywa to Swoją świętą tajemnicą…
Tajemnica ta ujawnia się pomiędzy Bogiem a konkretnym człowiekiem w stosownej chwili i byłoby to nierozsądne z naszej strony, gdybyśmy chcieli wejść w tę tajemnicę jak nieproszeni goście.

Niosący krzyż Samarytanin – kiedy znajdujesz się w szpitalu, przekraczasz jego próg, pierwsze co Ciebie spotka to zapach, który mówi Ci o bagnie tego miejsca, o bezsilności, o miejscu gdzie kończy się bieg życia.
Gdy spoglądasz na ściany odarte przez krzesła, skrzypiące drzwi, dochodzące z daleka głosy lekarzy, pielęgniarek, głosy konających – Twoje serce już się zmienia… Przygniecione kamieniem zuchwałości i świadomości o swoim życiu staje, zatrzymuje się, zdumiewa, że po wędrówce przychodzi czas, w którym „Inni Cię przepaszą.”
Zawsze jest przy Tobie Chrystus, który przeszedł tę drogę. On jeden wie, jak bardzo możesz pomóc innym swoim cierpieniem, modlitwą. Jezus daje w Twoje ręce potężne lekarstwo – miłość z Krzyża, którą otaczać możesz innych w więzi duchowej wiary.
On też usunie lęk zbliżania się do Krzyża innych, w których pozwoli ujrzeć Siebie samego.

Ta posługa dla chorych i przy chorych ma sens. Ona jest prawdziwa, nie ma niej miejsca na kłamstwo o samym sobie i swym życiu. Nie ma w niej miejsca na bylejakość modlitwy, bo często Twoje westchnienie do Boga wprowadza Twego bliźniego do nieba. Jeśli kochasz, to chcesz też nieba dla innych. W tej posłudze zobaczyć możesz i czas, który Bóg dał człowiekowi. Śmierć przestanie Cię wtedy martwić, zobaczyć możesz wiele twarzy przemienionych, uświęconych przez cierpienie.

Posługa dla chorych, do której Cię Siostro i Bracie zachęcam będzie Twoim realnym zanurzeniem w Bogu; będzie realną przemianą w Chrystusa, który szedł przez świat czyniąc dobrze.

Piotr ocds